poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Bielenda LaserXTREME Liftingująca maska korygująca zmarszczki ?

Maseczki robię bardzo rzadko, nie będę pisać, że wcale bo raz na kilka miesięcy mi się zdarzy. Ostatnio wybrałam się parę razy do kosmetyczki i miałam przyjemność poleżeć sobie w masce algowej i bardzo mi się to spodobało, nie same maski ale efekty po nich. Dlatego postanowiłam zmienić swoje nawyki w kwestii masek i nadrobić braki. W trakcie zakupów spożywczych wpadła mi w oko maska z Bielendy zwłaszcza, że była w płacie, a maseczki w takiej formie jeszcze nie używałam. W sklepie widziałam całą serię LaserXTREME, kremy, serum, a nawet płyn micelarny w żelu.


Co obiecuje producent?



Skład:



Moja opinia:

Maseczka znajduje się w sporej saszetce, ale w środku nie znajdziemy kremu ani żelu, tylko  nasączony płat, który nakładamy na twarz. Przed nałożeniem maseczki zrobiłam dokładny demakijaż i peeling, żeby składniki odżywcze mogły lepiej wniknąć w skórę.Są to między innymi kwas hialuronowy, biommetryczne peptydy i kwas laktobiotyczny. Płat posiada otwory na oczy, nos i usta.  Nie miałam żadnych problemów, żeby go nałożyć. Jest mocno nasączony, więc dobrze przykleja się do skóry, ale z czasem kiedy wysycha zaczyna troszkę odstawać, dlatego z maseczką lepiej leżeć.Ja oczywiście zamiast leżeć siedziałam i przeglądałam blogi, ale to dla relaksu. Relaks przy maseczkach jest przecież bardzo ważny :).




  

Maseczkę należy trzymać 15minut, ja zostawiłam ją parę minut dłużej. Poczekałam po prostu, aż płat prawie wysechł,  potem go zdjęłam i przemyłam twarz ciepłą wodą. Producent obiecuje wiele, ale w to że maseczka zadziała nam jak laser i w cudowny sposób znikną nam zmarszczki to chyba nikt nie uwierzył. Natomiast po zdjęciu maseczki skóra była wygładzona, wyraźnie napięta, jakby bardziej jędrna. Poprawił się też koloryt skóry. Jenak kiedy zmyłam maseczkę wodą skóra wydawała się trochę sucha, tak że od razu nałożyłam krem, zresztą tak, jak zaleca producent. Maseczka nie powoduje podrażnień, nie uczula nic mnie nie szczypało ani nie piekło. Za to skóra była jakby rozgrzana, mam nadzieję że to przez te wszystkie aktywne składniki ;).

Podsumowując jeśli macie ochotę wypróbować maseczkę w płacie, to za taką cenę śmiało możecie spróbować Bielendę LaserXTREME. Nie jest droga, a jest przyjemna i relaksująca. Nie wiem jak zadziałała by na dojrzałą skórę, czy rzeczywiście zredukowałaby zmarszczki i poprawiła owal twarzy? Wydaje mi się, że nie, ale mogę się mylić, w końcu mojej skórze jeszcze do dojrzałej trochę brakuje, tego przynajmniej będę się trzymać.


Pojemność 10g. Cena 5,95zł.

Stosujecie maseczki w płatach, czy wybieracie raczej tradycyjne?

Następna w kolejce będzie maseczka z glinką zieloną, na razie kupiłam taką gotową, ale mam ochotę kupić samą glinkę, może mi doradzicie coś w tej kwestii?





niedziela, 27 kwietnia 2014

L'oreal Ideal Soft, Łagodzący Tonik Oczyszczający :)

Ostatnimi czasy rzadko używałam toników. Ten z  L'oreala kupiłam na szybko, po wizycie u kosmetyczki, gdzie robiłam złuszczanie kwasami. Okazało się, że żaden produkt do demakijażu i oczyszczania skóry twarzy, który posiadam nie nadaje się do używania przy kuracji kwasami. Dlatego szybko musiałam coś wybrać i w moje ręce wpadł Łagodząco Oczyszczający Tonik Ideal Soft.



Co obiecuje producent: 


 Skład:


 Moja opinia:

Tonik otrzymujemy w identycznym opakowaniu jak płyn micelarny tej firmy, czyli prostokątnej butelce z zakrętką zamykaną na klik. Jest przeznaczony do skóry suchej i wrażliwej, a ja mam mieszaną w kierunku tłustej, ale wybrałam właśnie ten bo potrzebowałam czegoś łagodzącego po kwasach. Inna sprawa, że w sklepie nie było akurat zbyt dużego wyboru, mogłam się zdecydować jeszcze na rozświetlający.



Tonik ma piękny świeży zapach i niecodzienną jak na toniki konsystencję - jest żelowy, gęsty i dość lepki. Trzeba uważać, bo nie wsiąka od razu w wacik i jeśli wyleje się za dużo na raz spływa. Nie jest też idealnie przezroczysty, tylko lekko mętny i jasno różowy.


Mimo tego że przez swoją żelową konsystencję wydaje się lepki, bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. Dobrze odświeża oczyszcza i tonizuje. Tym razem po kwasach robionych w gabinecie kosmetycznym nie miałam problemu z mocno przesuszoną oraz podrażnioną skórą i tonik radził sobie u mnie całkiem dobrze. Jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że skóra lekko szczypie w trakcie przecierania wacikiem.. Jeszcze jedna uwaga dla osób, które mają tendencję do zapychania. Odlałam trochę toniku koleżance, która też ma cerę mieszaną , ale nie tłustą i trądzikową jak moja. Początkowo była tonikiem zachwycona , ale po paru dniach używania w strefie T pojawiły się u niej wypryski. Nie zmieniała nic w swojej pielęgnacji oprócz toniku, także to na pewno od on był winowajcą takiego stanu skóry. U mnie nie mogę stwierdzić jednoznacznie, czy zapychał czy nie, bo moja skóra cały czas się oczyszcza i ciągle coś mi tam wychodzi.

Podsumowując jeśli macie ochotę spróbować toniku, który ma żelową konsystencję i nie macie problemu z zapychaniem śmiało możecie spróbować. Ja jednak następnym razem poszukam czegoś innego. Ideal Soft kupiłam na szybko i niestety nie zwróciłam nawet uwagi na skład, a ten nie jest zachwycający. Na szczęście tonik już się kończy i będę musiała kupić coś nowego. Zastanawiam się nad wodą różaną.

Pojemność 200ml. Cena ok 13zł.

Używacie toników w swojej pielęgnacji twarzy? Jacy są Wasi ulubieńcy?


czwartek, 24 kwietnia 2014

Rexona Women, Aloe Vera - niestety nie dla mnie.

Dzisiaj będzie, krótko zwięźle i na temat, bo w tym przypadku nie ma się co rozpisywać.



Obietnice producenta:


Antyperspirant w sprayu Rexona Aloe Vera to kosmetyk, który da Ci komfort i kontrolę nad potem przez cały dzień, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Skład oparty na wyciągu z aloesu przeciwdziała podrażnieniom skóry i sprawi, że pozostanie delikatna. Jednocześnie przez cały dzień będziesz czuła się świeżo, a przyjemny zapach pozostanie z Tobą na bardzo długo.

Skład:


Moja opinia:

Niestety nie polubiłyśmy się z tą akurat wersją Rexony i już Wam piszę dlaczego. Posiadam wersję w sprayu, bo wydawało mi się, że antyperspirant aplikowany w ten sposób lepiej u mnie zadziała.


Przede wszystkim w trakcie psikania wypada bardzo dużo białego pudru. Jak śnieg prawie :) i wszystko jest upaprane na biało. O nie pozostawianiu białych śladów na ubraniu, jak się możecie domyśleć również nie ma mowy. A już najgorsze jest to, że trakcie aplikacji ten pył wdziera mi się do nosa i buzi i jest to średnio przyjemne. Kiedy go używam staram się nie oddychać, a potem szybko uciekam w inne miejsce. Skuteczność w moim przypadku też nie jest powalająca. Początkowo byłam zadowolona z działania , pachy po nawet całym dniu były suche, a zapach przyjemny. Niestety po kilku dniach ciągłego używania przestaje działać tak dobrze i nie daje mi już poczucia komfortu. Z tego powodu odstawiłam go na jakiś czas, a dzisiaj użyłam znowu rano i wszystko do wieczora jest w jak najlepszym porządku. Sucho i zapach też bardzo przyjemny. W ogóle ładny świeży zapach, to duży plus tego antyperspirantu. Póki działa będę go po prostu używać i może uda mi się zużyć go do końca. Moja skóra chyba szybko przyzwyczaja się do antyperspirantów, dlatego dobrym rozwiązaniem powinno być używanie co kilka dni innego. Antyperspiran nie podrażniał mi skóry i nie powodował uczulenia.  Jednak przez ten pył, który muszę wdychać w czasie aplikacji, więcej się na niego nie skuszę.

Pojemność 150 ml. Cena ok 12 zł.

Używałyście aloesowej Rexony? Jak się u Was sprawdziła?


środa, 23 kwietnia 2014

Atoperal Baby Emulsja do ciała nie tylko dla dzieci ;).

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie po krótkiej świątecznej przerwie, mam nadzieją, że nie objedliście się tak strasznie jak ja. Jeśli tak to zawsze możecie przejść razem ze mną na dietę ;), albo tak jak ja znowu zacząć biegać :).
Emulsję Atoperal Baby poleciała nam pani doktor, kiedy moje dzieci miały problemy z przesuszoną skórą, ale nie byłabym oczywiście sobą, gdybym też jej nie spróbowała. 


Co obiecuje producent:




Skład:


Moja opinia:

Emulsję otrzymujemy w sporej tupie z miękkiego plastiku. Możemy ją postawić na zakrętce, która jest zamykana na zatrzask. Zamykanie na szczęście działa sprawnie, nie zacina się i łatwo otwiera i zamyka. 




Emulsja ma biały kolor, ale nie bieli skóry. Konsystencję ma niby tłustawą, ale dość lekką. Wchłania się szybko i nie pozostawia tłustej warstwy. Nie ma jakiegoś specjalnego zapachu,  trochę taki apteczny, a trochę jak kosmetyki dla niemowląt. 


U dzieci sprawdziła się świetnie, kiedy w zimne dni miały mocno przesuszoną skórę. Do tego stopnia, że robiły się na niej takie czerwone suche place, albo drobne krostki. W tych miejscach skóra swędziała i bolała. Smarowaliśmy je raz, a czasem dwa razy dziennie i w szybkim tempie wszystko ładnie schodziło. Czerwone place bladły i znikały, a skóra nie była już taka przesuszona, tylko ładnie nawilżona i gładka. Atoperal Baby fajnie łagodził także swędzenie skóry wywołane przesuszeniem i alergią. U siebie stosowałam emulsję na suchą skórę nóg, mam z tym problem szczególnie na łydkach i także byłam bardzo zadowolona z efektów. Skóra szybko się regenerowała. Była natłuszczona, gładka i elastyczna. Emulsję łatwo rozsmarować i szybko wsiąka w skórę, tak że od razu można założyć ubranie. U nas okazała się niezastąpiona w zimie, ale coś mi się wydaje, że w lecie też nieraz nam się przyda. Zawiera d-pandtenol, z którym moja skóra bardzo się lubi i olej makadamia, więc myślę że będzie się świetnie nadawała do łagodzenia podrażnień także w ciepłe dni.. Do kompletu można było dokupić jeszcze piankę do mycia i emulsję do kąpieli, ale u nas wystarczyła sama emulsja do smarowania. 

Podsumowując emulsja Atoperal Baby świetnie sprawdza się nawet przy skórze alergicznej, mocno przesuszonej i szorstkiej. Łagodzi stany zapalne skóry, delikatnie ją nawilża i natłuszcza, sprawia że staje się gładka i elastyczna. Jeśli Wy albo Wasze maluchy mają problemy z suchą swędzącą skórą, wypróbujcie ją koniecznie. 

A jak Wy radzicie sobie w takich sytuacjach ? Jakich kosmetyków używacie, żeby ratować podrażniona i suchą skórę?




piątek, 18 kwietnia 2014

Wszechstronny płyn micelarny - Vichy, Purete Thermale, Soluzione Micellare 3 in 1 (Płyn micelarny 3 w 1).

Wspominałam Wam już ostatnio, że przechodzę kurację kwasami. W związku z tym musiałam przestać używać do mycia buzi mydełka Clinique i przejść na bardziej delikatny sposób oczyszczania skóry. Wybrałam do tego  Vichy, Purete Thermale, Soluzione Micellare 3 in 1 (Płyn micelarny 3 w 1) i jak się już pewnie domyślacie był to trafny wybór.

 
Obietnice producenta: 

Łączy właściwości mleczka, toniku i płynu do demakijażu oczu.Delikatnie oczyszczona, wrażliwa skóra jest idealnie czysta bez dyskomfortu lub uczucia ściągnięcia. Dokładnie usuwa wszelkie ślady makijażu zarówno z twarzy, jak i oczu, a zarazem tonizuje skórę. Rezultat: czysta, świeża i wyraźnie delikatniejsza skóra. Hypoalergiczny. Zawiera wodę termalną z Vichy. 
 
Testowany na skórze wrażliwej. Produkowany według ścisłych norm przemysłu farmaceutycznego. Skuteczność potwierdzona pod kontrolą dermatologiczną


Skład:   

Aqua, Hexylene Glycol, Glycerin, Poloxamer 184, Disodium Cocoamphodiacetate, Disodium Edta, Panthenol, Polyaminopropylyl Biguanide, Parfum.


Moja opinia:

Płyn jest zamknięty w przezroczystej plastikowej butelce, także widać ile jeszcze kosmetyku nam zostało. Zakrętka jest zamykana na klik, otwór przez, który wylewamy płyn jest odpowiedniej wielkości, możemy precyzyjnie dozować micel bez zbędnego rozlewania. 



Konsystencja jest wodnista typowa dla tego rodzaju kosmetyków. Ma bardzo delikatny przyjemny zapach. Skusiłam się na niego, bo dostałam kupon z Super Pharm i zamiast 45 zł zapłaciłam 19 zł, a już wcześniej zużyłam miniaturowe opakowanie. Nie żałuje, bo płyn micelarny okazał się świetny. Rzadko się zdarza, żeby kosmetyk spełniał wszystkie obietnice producenta, a w tym przypadku właśnie tak jest. Jest to kosmetyk 3 w 1, który ma nam zstąpić mleczko, płyn do demakijażu oczu oraz tonik i muszę przyznać, że w moim przypadku właśnie tak jest. Micel Vichy doskonale zmywa makijaż, radzi sobie z pudrami, podkładem i innymi kosmetykami kolorowymi. Skóra po jego użyciu jest dokładnie oczyszczona i domyta, tak że w ogóle nie korci mnie, żeby jeszcze po nim umyć buzię żelem. Płyn się na szczęście nie pieni, bo bardzo tego nie lubię. Jest niezwykle delikatny dla skóry, nie podrażnia jej, skóra po jego użyciu nie piecze nie jest zaczerwieniona. Idealnie zastępuje tonik. Koi, tonizuje, uspakaja podrażnioną skórę. Bardzo dobrze mi się sprawdzał po kwasach. Błyskawicznie się wchłania, nie pozostawia na skórze żadnego filmu, prawie tak jak jakbym przemyła twarz samą wodą. Większość płynów micelarnych nie nadaje się niestety do zmywania makijażu oka, z Vichy jest inaczej. Bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem cieni, kresek, a nawet tuszu do rzęs. Wystarczy przyłożyć nasączony płynem wacik do oka, poczekać chwilkę i zetrzeć makijaż. Wszystko bardzo ładnie schodzi. Nie wiem tylko jak poradziłby sobie z makijażem wodoodpornym, bo takiego nie robię. Co jeszcze jest bardzo ważne nic a nic nie szczypie w oczy. Nawet jeśli większa ilość płynu wpadnie do oczu i tak nic a nic nie podrażnia. 

Podsumowując jeśli od płyny micelarnego wymagacie nie tylko zmywania podkładu i pudru, szukacie kosmetyku wszechstronnego, skutecznego, a zarazem delikatnego koniecznie zainteresujcie się micelem Vichy. Będzie także idealny na wyjazdy, bo zamiast żelu do mycia buzi, płynu do demakijażu oczu i toniku możecie zabrać tylko płyn micelarny 3w1 Vichy i on doskonale Wam te kosmetyki zastąpi. Jedynie cena regularna mogła by być niższa, ale często można go upolować na promocji za mniej niż połowę ceny. Na pewno jeszcze nie raz będę do niego wracać.

Macie jakieś doświadczenia z płynem micelarnym Vichy?

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jak w czasie dnia opanować świecenie skóry, czyli bibułki matujące Shiseido.

Mam duże problemy ze świeceniem się skóry, dlatego bibułki matujące to w moim przypadku konieczność. To tyle w sprawie teorii, bo w praktyce bywa różnie. Bibułki kupiłam już dawno temu, na początku używałam ich regularnie, a potem mi się gdzieś zgubiły i na jakiś czas o nich zapomniałam. Ostatnio je znalazłam i odkryłam na nowo, a mowa o bibułkach matujących Shiseido. Kupiłam je na allegro i w tej chwili nie pamiętam już za ile, coś mi się wydaje że z przesyłką było to nie całe 40 zł.W opakowaniu znajduje się z tego co pamiętam 120 sztuk.



Przede wszystkim bibułki znajdują się w wygodnym etui. Jest ono wykonane z tworzywa sztucznego, także jest bardzo wytrzymałe. Bibułki znajdują się w środku w jakby kieszonce. Musicie wybaczyć wygląd mojego etui, ale bardzo często wrzucam bibułki do torebki, dlatego jest lekko zmięte. Bibułki dobrze trzymają się w środku, nie ma problemu z tym, że wypadną i rozsypią się po całej torebce.





Wykonane są z cieniutkiego papieru. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy otworzyłam je pierwszy raz  i wyciągnęłam małą karteczkę, która najbardziej przypominała mi papier śniadaniowy :). Te, które posiadam nie zawierają pudru, ale specjalnie takie wybrałam, bałam się, że te z pudrem będą skomplikowane w obsłudze.




Początkowo byłam nastawiona trochę sceptycznie, bo to moje pierwsze bibułki matujące i zastanawiałam się, jak niby kawałek cieniutkiego papierka ma mi pomóc pozbyć się mega błyszczenia z twarzy. Moje obawy okazały się całkiem bez podstawne, bo bibułki radzą sobie świetnie. Moja skóra mocno się świeci, często w połowie dnia po prostu zmywam makijaż i robię go od nowa, bo moja twarz robi się tak tłusta, jakby była posmarowana olejem. Odkąd używam bibułek Shiseido wystarczy, że w momencie kiedy już bardzo się świecę zbiorę nadmiar sebum bibułką i  dołożę trochę pudru matującego. Bibułka świetnie radzi sobie ze zbieraniem sebum. Trzeba ją przyłożyć do skóry i delikatnie docisnąć. Wystarczy jedna na całą twarz, dzięki czemu są bardzo ekonomiczne. Sprawdzają się zarówno przy lekko jak i mocno błyszczącej twarzy. Kolejną ich zaletą jest to, że bardzo łatwo wyciągnąć z opakowania jedną bibułkę, a nie kilka naraz. Szczerze polecam wszystkim, którzy tak jak ja mają problemy ze świeceniem się skóry.

Przy okazji robienia zdjęć odkryłam, że zostało mi ich już niewiele i będę się musiała zaopatrzyć w nowe. Mam, więc do Was prośbę, doradźcie mi proszę co wybrać, najlepiej dobrego i w przystępnej cenie :).

A wy jak radzicie sobie z nadmiarem sebum w ciągu dnia? A może w ogóle nie macie z tym problemu?


niedziela, 13 kwietnia 2014

Przełom w pielęgnacji włosów czyli Odżywka Obudowująca Nivea Long Repair.

Mało, który produkt wywiera na mnie na tyle pozytywne wrażenie, że mam ochotę kupić następne opakowanie. Jednak z odżywką Nivea Long Repair jest inaczej, moje włosy pokochały ją, już od pierwszego użycia. Wspominałam Wam już o niej w ulubieńcach marca, ale uważam że zdecydowanie zasługuje na osobny post.


Co obiecuje producent:


Skład:



Moja opinia:

Zacznijmy może od danych technicznych:). Odżywka jest zamknięta w tubie z dość miękkiego plastiku, którą stawiamy na zakrętce. Dzięki temu łatwo wydobyć produkt ze środka. Zakrętka jest zamykana na klik, ale bardzo łatwo się ją obsługuje. Nic się nie zacina, ani nie odpada. 


Odżywka ma gęstą kremowa konsystencję, a mogła bym się nawet pokusić o stwierdzenie, że bliżej jej do masła niż kremu i biało przezroczysty kolor. Pachnie bardzo przyjemnie i świeżo. Zapach ten nie znika od razu z włosów, z czego bardzo się cieszę bo niesamowicie mi się podoba.


Teraz przejdźmy do działania na moje włosy, bo to ono zrobiło na mnie największe wrażenie. Pisałam już nie raz, że moje włosy są suche, sztywne i zniszczone farbowaniem. Praktycznie żadem produkt do włosów, który używałam w ostatnim czasie nie poradził sobie z tym problemem. Włosy stawały się co prawda bardziej miękkie, ale efekt był raczej chwilowy. Dopiero odżywka Nivea Long Repair pomogła mi z suchymi, sztywnymi włosami. Co prawda większość zniszczonych końców ścięłam, nie dało się jednak pozbyć wszystkiego. Musiałabym się zdecydować na bardzo krótką fryzurę, a na to nie jestem jeszcze gotowa:).

Włosy po użyciu tej odżywki są niesamowicie miękkie i gładkie, nie plączą się nadmiernie i o wiele łatwiej je rozczesać. Są dobrze nawilżone, zrobiły się po prostu jedwabiste, tak że co chwila mam je ochotę dotykać. Po prostu ich nie poznaję, są śliskie, sypkie i pięknie błyszczą.  Nie obciąża moich włosów i nie powoduje nadmiernego przetłuszczania. Jest wydajna, a ja nie żałuję sobie przy nakładaniu i zwykle takie odżywki znikają u mnie w błyskawicznym tempie. 

Podsumowując jest to pierwsza od długiego czasu odżywka , która wywarła na mnie, aż tak pozytywne wrażenie. Działa od pierwszego użycia, znakomicie dyscyplinuje włosy, świetnie je nawilża, więc nie są szorstkie i nie puszą się. Efekt działania utrzymuje się do następnego mycia. W dodatku jest łatwo dostępna i kosztuje niewiele. Tak mi się spodobała, że mam ochotę kupić szampon z tej samej serii. Dzięki niej i olejowaniu na serum udało mi się osiągnąć przełom w pielęgnacji moich zniszczonych włosów, z czego niesamowicie się cieszę. Muszę się jeszcze tylko uporać z rozdwojonymi końcówkami i mogę się zabierać za zapuszczanie.

Pojemność 200ml. Cena ok 9zł.

A jakie są Wasze ulubione odżywki do włosów?




czwartek, 10 kwietnia 2014

Ulubione w marcu:).

W marcu mocno przyłożyłam się do pielęgnacji włosów, zapisałam się na blogu Anwen do akcji "Marzec miesiącem olejowania" i niesamowicie się z tego powodu cieszę. Przede wszystkim odkryłam inne sposoby olejowania, niż po prostu nakładanie oleju na suche włosy. Jak się już pewnie domyślacie ulubieńcy marca będą przede wszystkim włosowi :).

Włosy :

Serum olejowe 



Serum olejowe składa się z trzech równych części oleju, odżywki i wody. Swoje zrobiłam z oliwy  z oliwek, maski Biovaxa i wody właśnie.


Miksturę należy przelać do butelki z atomizerem i spryskiwać nią włosy przed myciem. Tak właśnie robiłam przez cały miesiąc, przed każdym myciem włosów i efekty są naprawdę rewelacyjnie. Włosy zrobiły się niesamowicie miękkie, błyszczące i wygładzone. Zmieniały się praktycznie z każdym użyciem tego serum. Zdecydowanie polecam wypróbować każdemu, kto zmaga się ze zniszczonymi włosami. W dodatku zauważyłam, że np oliwa z oliwek oraz maska Biovax, które osobno działają tak sobie, zmieszane razem zmieniają się nie do poznania. Jest to więc świetny sposób, żeby wykorzystać nie do końca udane produkty. Taki sposób olejowania zostanie ze mną na dłużej nie mam zamiaru na razie z rezygnować bo moim włosom jeszcze daleko do stanu, który by mnie zadowolił.

Odżywka Nivea Long Repair 


Na te odżywkę miałam wielką ochotę, od kiedy obejrzałam filmik Nieesi25 o jej trzech ulubionych odżywkach. Zapragnęłam spróbować oczywiście wszystkich trzech, jednak pierwszą udało mi się kupić tę z Nivea. Odżywka przede wszystkim pomogła moim włosom już od pierwszego użycia. Nałożyłam ją i niemal słyszałam jak włosy oddychają z ulgą. Świetnie nawilża i nie obciąża włosów, sprawia że stają się cudownie miękkie i miłe w dotyku. Ma bardzo przyjemny zapach. Coś czuję, że pierwszy raz na jednym opakowaniu się nie skończy:).

Szampon ekologiczny dla wszystkich rodzajów włosów Yves Rocher 


Od razu chcę zaznaczyć, że jest to szampon oczyszczający, więc nie stosuję go przy każdym myciu. Początkowo nie wydawał mi się wcale taki dobry, bo już w  trakcie mycia bardziej zniszczone końcówki włosów robiły się sztywne i jakby szorstkie, jeśli kojarzycie włosy lalki to właśnie takie były w dodytku. Myłam nim więc tylko skórę głowy, a końcówki myłam odżywką. Odkąd jednak ścięłam włosy i na całej długości są bardziej zdrowe, ten problem zniknął. Szampon doskonale myje, włosy po jego użyciu są czyściutkie sypkie i miękkie. Nie są w ogóle obciążone. Bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem oleju, wystarczy tak jak zawsze umyć włosy dwa razy. W trakcie ostatniego miesiąca skończyły mi się inne szampony i cytrynowego YR używałam znacznie częściej niż zwykle, jednak nie zauważyłam absolutnie żadnych negatywnych skutków z tego powodu. Myślę, że pewnie spory wpływ miało na ten fakt olejowanie włosów przed każdym myciem.


Twarz:


Złuszczanie skóry 40% kwasem migdałowym

Nad kwasami zastanawiałam się od dawna, ale jakoś nie mogłam się nigdy zdecydować na zabieg w gabinecie kosmetycznym. Zamiast tego kupowałam coraz to nowe kremy z kwasami, które radziły sobie różnie. Jedne dobrze, a inne niestety gorzej. W tej chwili jestem po trzech zabiegach złuszczania 40% kwasem migdałowym i kosmetyczka twierdzi, że jak na razie tyle wystarczy. Moja skóra nie stała się oczywiście po kwasach idealna, ale widzę sporą różnicę. Pewnie u osób z mniejszymi problemami skórnymi efekt byłby jeszcze większy. Po tych trzech zabiegach zauważyłam znaczne zmniejszenie i oczyszczenie porów. Skóra bardzo mi się wygładziła, zniknęły prawie wszystkie grudki i nierówności. Skóra jest bardziej napięta i delikatnie rozjaśniona. Przebarwienia np po trądziku nie zniknęły, ale stały się ciut bledsze. Mam także wrażenie że znacznie spłyciły mi się drobne zmarszczki.Kwasu migdałowego można używać przez cały rok, więc w razie potrzeby jeszcze się na niego zdecyduję. Kuracji jeszcze nie skończyłam, ale teraz będę miała już inne zabiegi.


Jak Wam się podobają moi marcowi ulubieńcy? Jesteście któregoś szczególnie ciekawi?

wtorek, 8 kwietnia 2014

Kolorowo mi - Pudry, których najczęściej używam :).

Tak samo jak nie nie używam jednego podkładu, nie używam także jednego pudru. Obecnie mam trzy produkty, które najbardziej lubię i najczęściej stosuję. Dwa sypkie i jeden w kamieniu. Makijaż bez utrwalenia pudrem u mnie niestety nie ma racji bytu, ze względu na moją mocno świecącą skórę. Dzięki tym produktom zyskuję dodatkowy czas, kiedy moja buzia wygląda znośnie. Jeśli jesteście ciekawi moich faworytów zapraszam na dalszą część posta :)




  • La Prairie, Cellular Treatment Loose Powder (Puder sypki) - puder jest transparentny , także pasuje mi kiedy jestem strasznie blada tak jak teraz, jak i w lecie kiedy moja buzia jest opalona. Posiadam kolor 01. Opakowanie jest ogromne, na szczęście jest też wersja travel, którą można zabrać do torebki. Pudrem podzieliłyśmy się z koleżanką bo jedna osoba musiała by go chyba używać do końca życia, a obie lubimy testować nowe rzeczy. Na dwie osoby cena też nie jest tak przerażająca. Puder idealnie stapia się ze skórą i jest niewidoczny. Matuje, ale nie jest to płaski mat. Mam wrażenie, że kiedyś efekt zmatowienia po tym pudrze trzymał się u mnie znacznie dłużej. Teraz moja skóra jest tak kapryśna, że praktycznie nic nie jest w stanie opanować jej świecenia na dłuższy czas. Znakomicie ujednolica kolor skóry, niby jest nie widoczny, ale od razu po jego użyciu widać różnicę.




     

    Chanel Pudre Universelle Libre ( Puder sypki ) - idealnie nadaje się do wykończenia makijażu. Jest niezwykle drobniutko zmielony, jak pyłek. Bardzo delikatny, transparentny i tak samo jak w przypadku La Prairie niby go nie widać, a skóra po jego użyciu jest zupełnie inna. Bardzo dobrze się rozprowadza, nie ma mowy o efekcie maski, bo jest niewidoczny. Idealnie stapia się ze skórą. Twarz jest za to ujednolicona wygładzona i ładnie zmatowiona, przy najmniej zaraz po użyciu. U mnie niestety tak samo jak po innych pudrach skóra w przeciągu dwóch godziny zaczyna się błyszczeć. Myślę że będzie się nadawał tak samo dobrze do suchej skóry.




     
    Lumene Natural Code Mineral Power ( Puder w kamieniu) - o tym pudrze już Wam wspominałam, znalazł się także w ulubieńcach miesiąca.  Jest to puder mineralny i jako jedyny z wymienionych nie zawiera talku. Jest ciut bardziej kryjący od poprzedników, ale stosowany z umiarem nie tworzy efektu maski. Bardzo dobrze się go rozprowadza tak samo jak pozostałe pudry nakładam go pędzlem. Ładnie matuję skórę, ale nie jest to płaski mat, wykończenie zresztą tak jak w przypadku pozostałych jest satynowe. Przede wszystkim skusił mnie jego skład jest w 98 % naturalny. Ostatnio najchętniej używałam właśnie tego pudru.



  •  
Żaden z tych pudrów nie zapycha i nie podrażnia mojej skóry. Używam ich wszystkich w zależności od nastroju :).   

Ciekawa jestem bardzo jakich pudrów Wy używacie? Możecie mi polecić coś co radzi sobie ze świecącą skórą?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...