czwartek, 30 stycznia 2014

No i włosy trzeba było ściąć!

Nad ścięciem włosów rozmyślałam już od jakiegoś czasu i wychodzi mi na to, że powinnam była zrobić to już dawno temu. Najlepiej zaraz po tym jak spaliłam je zbyt mocnym utrwalaczem do farby. Niestety w moim przypadku podcinanie po troszku się nie sprawdziło. Przed ścięciem moje włosy miały 44 cm i miałam zamiar  skrócić je o mniej więcej 5-10 cm. Do tej pory wydawało mi się, że co prawda końce są suche, ale w żadnym razie nie rozdwojone. Ostatnio jednak przyjrzałam się im dokładniej i zauważyłam jednak rozdwojone włosy.

Tak prezentowały się moje włosy przed ścięciem:


Na tym zdjęciu wyglądają dość znośnie, może to przez światło. Na następnych zdjęciach będzie już niestety widać ich faktyczny stan.




Jak się zaraz przekonacie ubyło mi znacznie więcej niż 5-10 cm włosów.


Końce były już tak wykruszone i cienkie, że to wszystkie włosy, które miałam ścięte. Mizerna ilość, nie sądzicie?

Oprócz ścinania, ufarbowałam też włosy, tym samym cynamonowym brązem z Joanna Muti Cream co zawsze. Nie mogłam się zdecydować, czy ściąć włosy na boba, czy wszystkie na równo, bez cieniowania. W końcu zdecydowałam się na drugą opcję. Teraz wyglądają one tak:





Niestety zdjęcia nowej fryzury były robione w sztucznym świetle, bo w miedzy czasie zrobiło się już ciemno. Jak widzicie różnica w długości jest dość znaczna. Teraz moje włosy mają 29 cm. Z fryzury jestem jak na razie bardzo zadowolona i mam nadzieję, że moje włosy trochę odżyją. Zastanawiam się teraz nad jakąś rozsądną pielęgnacją, żeby jak najdłużej pozostały ładne i zdrowe. Fryzjerka poleca mi produkty Kerastase, podobno działają cuda, ale niestety straszą ceną. Mam też zamiar dalej stosować płukankę z siemienia lnianego, bo widzę po niej sporą poprawę miękkości włosów.

Tutaj jeszcze dla porównania włosy przed i po :



I fryzura w całej okazałości:




Jak Wam się podobają moje nowe włosy? Wybieracie drastyczne cięcie zniszczonych końcówek, czy przycinanie po 2-3 cm?



wtorek, 28 stycznia 2014

Uuuuu Sexy Lady ;).

Zamarzyły mi się ostatnio czerwone paznokcie i wyobrażacie sobie, że nie miałam ani jednego czerwonego lakieru?! Wybrałam się więc na zakupy, akurat zgubiłam rękawiczki i musiałam kupić nowe. Zamiast rękawiczek kupiłam piękną czerwień od Joko o wdzięcznej nazwie Sexy Lady :). W sumie to szkoda taki lakier zakrywać rękawiczkami ;).



Jest to mój pierwszy lakier Joko i jestem dość pozytywnie zaskoczona. Dobrze się nim maluje, ma spory, ale bardzo wygodny pędzelek. Świetnie kryje, praktycznie wystarczy jedna warstwa. Żeby było super perfekcyjnie można nałożyć dwie. Z tym również nie ma problemu bo lakier bardzo szybko wysycha. Gorzej z trwałością u mnie wytrzymuje maksymalnie do dwóch dni, ale widać już wtedy delikatne odpryski. 






 Pod lakier użyłam odżywkę 8w1 Eveline. Niestety nie nałożyłam na niego topu, bo jedyny jaki mam ściąga lakiery i strasznie tego nie lubię. Myślę, jednak ze top mógłby przedłużyć jego trwałość. Musicie mi wybaczyć drobne niedociągnięcia, ciągle udoskonalam sztukę malowania paznokci. Uwierzcie mi na słowo,  idzie mi coraz lepiej. 





Zdjęcia robiłam na drugi dzień po pomalowaniu i  widać już delikatnie starte końcówki. Lakier kosztował 9,9 i można było do niego dobrać sobie drugi gratis. Wzięłam turkusowy. Pojemność to 10 ml.

Jak Wam się podoba taka czerwień? Macie jakieś swoje ulubione czerwone lakiery?

Ps.
Rękawiczki jednak się znalazły ;).

sobota, 25 stycznia 2014

Pharmaceris T Krem z 10% kwasem migdałowym na noc II stopień złuszczania. Warto czy nie?

Od jakiegoś czasu wiosną i jesienią używam kremów z kwasami. Ostatnio miałam Effaclar Duo, z którego byłam bardzo zadowolona, tym razem zdecydowałam się na Pharmaceris T. Akurat była na niego spora promocja i czytałam o nim wiele pochlebnych opinii, więc nie zastanawiałam się długo.



Obietnice producenta:




Skład:



Moja opinia:

Używałam już kiedyś kremu Pharmaceris, ale z 5% kwasem migdałowym, wtedy wydawał mi się całkiem ok. Używałam też Effaclaru Duo i ten też dobrze się u mnie sprawdził. Nie lubię jednak wracać do kosmetyków, które już miałam, bo ciągle mam nadzieję, że następny okaże się idealny. Niestety zdarza się to niezmiernie rzadko, a w przypadku kremu mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że wcale. Pharmaceris T też mnie niestety, nie rzucił na kolana i powiem Wam, że mam względem niego mieszane uczucia. Ale zacznijmy od początku.

Krem ma bardzo poręczne, wygodne i higienicznie opakowanie z pompką, która się nie psuje, nie zacina i działa do samego końca. Ma lekką konsystencję i mleczny, lekko przeźroczysty kolor. Jest bezzapachowy. 






Mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, ze skłonnością do świecenia i do wyprysków. Tak jak już wspominałam zdecydowałam się na ten krem ze względu na dość spore, jak mi się wydawało stężenie kwasu migdałowego. Miałam nadzieję, że krem poradzi sobie z wypryskami, rozszerzonymi porami i może trochę zniweluje świecenie. Niestety trochę mnie rozczarował. Na początku byłam bardzo zadowolona z jego działania, wygląd skóry zaczynał się poprawiać, nie trwało to jednak długo. Kremu używałam codziennie na noc na całą twarz i szyję, ale ja jestem dość gruboskórna, osobom z wrażliwą skórą nie radziłabym tego robić. Rano łuszczyła mi się skóra na twarzy, najbardziej na brodzie i na nosie. Tak, że nie pomagało nawet peelingowanie i nawilżanie. Po nałożeniu podkładu suche skórki były bardzo widoczne. Przez jakiś czas stosowałam więc krem co drugi dzień, ale że ciągle nie widziałam zadowalających rezultatów, wróciłam do codziennego używania kremu. 

Trzeba jednak przyznać, że Pharmaceris T przyspiesza gojenie wyprysków, spowodował także delikatne oczyszczenie porów. Nie zapychał, ale jeśli nałożymy go na uszkodzoną skórę, może trochę podrażnić. Delikatnie wygładził skórę, ale nie do końca, pozostało mi jeszcze sporo nierówności. Nie zauważyłam także wyrównania kolorytu. 

W czasie kuracji moja twarz była w opłakanym stanie, nastąpił wysyp i spore przesuszenie skóry, ale przy kremach z kwasami jest to do jakiegoś stopnia normalne. U mnie problemy z wypryskami trwały jednak przez cały czas kiedy go używałam. Krem skończył mi się jakieś dwa tygodnie temu, ale chciałam poczekać z recenzją, żeby sprawdzić czy po odstawienu kremu nie nastąpi jakiś cud np w postaci pięknej skóry :). Nic takiego niestety nie zauważyłam, co prawda zniknęły bolące wypryski z szyi i linii żuchwy, pozbyłam się też prawie całkiem schodzącej skóry. Jednak jej stan nie uległ wielkiej zmianie. Pory są jakie były, nierówności także pozostały, a skóra dalej mi się świeci. Wystarczył mi na ok 2,5 miesiąca.

Opakowanie 50ml. Cena 39 zł. W promocji 29zł.

Pozostaje pytanie co dalej? W jaki krem z kwasami teraz zainwestować. Kiedyś rozmawiałam z demokonsultanką i powiedziała mi, że kwas migdałowy jest jednym ze słabszych kwasów i że ona bardziej poleca Effaclar lub serum z Biodermy, bo w nich kwasy są mocniejsze i działanie lepsze. Do Pharmaceris T już raczej nie wrócę.

Skuszę się chyba teraz na zestaw 3 kroków Clinique. Zobaczymy, może dzięki nim będę w końcu zadowolona z wyglądu mojej skóry?!

A jak Wasze przygody z kwasami? Macie jakichś swoich ulubieńców? Możecie mi coś polecić?



Rozdanie :)

http://glowlifestyle.blogspot.com/2014/01/pierwsze-blogowe-rozdanie-zapraszam.html

środa, 22 stycznia 2014

Wykończeni w ostatnich miesiącach - część I.

Projektu denko nie robiłam już chyba ze trzy miesiące i nazbierała mi się pełna torba różności. Pora wyrzucić śmieci i zrobić miejsce na nowe. W trosce o to żebyście nie usnęli w połowie podzielę denko na dwie części. Dzisiaj będą kosmetyki do ciała i włosów.

Zobaczcie sami ile się tego nazbierało :)



Włosy:



Szampony:

  • Joanna Multi Crem w kolorze cynamonowy brąz - jak już nie raz Wam wspominałam, kupuję ją ze względu na idealny dla mnie brąz, jaki dzięki niej uzyskuję. Jedyny minus to taki, że farba kiedy się zmywa zostawia czerwone prześwity na włosach. Wolałabym żeby schodziła na brązowo. Kiedy farbowałam za każdym razem całe włosy nie stanowiło to większego problemu. Jednak przez ostatnie miesiące farbuję tylko odrosty,  bo boję się o moje zniszczone końce. Na całość kładę farbę co trzecie lub czwarte farbowanie.
  • Matrix Toral Results Reper- odbudowująca maska do włosów. O tej masce też Wam już wspominałam. U mnie sprawdziła się bardzo dobrze. Włosy po jej użyciu były miękkie, odżywione , sypkie i błyszczące. Jest bardzo wydajna, wystarczy nałożyć jej tylko odrobinę i najlepiej nie nakładać na skórę głowy, bo może wtedy obciążyć włosy. 150 ml kosztuje ok 30 zł, ale starcza na długo.
  • Nivea lakier do włosów Diamond Gloss nr 4 - bardzo rzadko używam lakierów do włosów, zwykle wtedy kiedy czesze mnie Agata, ona jedna potrafi z moich włosów zrobić świetną fryzurę. Lakier mimo, że jest bardzo mocny nie skleja włosów, za to bardzo dobrze je utrwala. Myślę, że warto w niego zainwestować.
Ciało:


  • Joanna Naturia żel pod prysznic dla niej i dla niego z aloesem i limonką oraz  peelingi myjące kawowy i waniliowy - bardzo chętnie do nich wracam, pięknie pachną, dobrze myją i peelingują. Peelingi są zadziwiająco mocne. Są tanie, nie są duże, więc nie mam problemu żeby je zużyć do końca i kupić znowu. Teraz na zimę polecam Wam wanilię, spróbujcie jeśli jeszcze nie mieliście okazji jest naprawdę super!.
  • Lactacyd płyn do higieny intymnej - bardzo delikatny, świetnie myje dobrze odświeża, nie wysusza nie podrażnia, ciągle do niego wracam.


  • Nivea Invisible for black & whait - dobrze widzicie jest dla mężczyzn, ale ja też go czasem używam. Niestety damskie antyperspiranty w takiej formie rzadko się u mnie sprawdzają i albo używam blokera, albo sięgam po męskie, które spisują się u mnie zdecydowanie lepiej.
  • Dove natural touch - tak jak mówiłam dla mnie za słaby i nie daje mi takiego komfortu przez cały dzień jakbym sobie życzyła.
  • Naturalna sól do kąpieli Kopalnia Soli Wieliczka - ładnie pachnie, fajnie barwi wodę na niebiesko. Odpręża i relaksuje bardzo przyjemny umilacz kąpieli.
  • Oriflame Discover China Cherry Orchard - mydełka stosuje w sumie tylko do mycia rąk, ale dzieci bardzo się z niego ucieszyły, bardzo lubią mydełka. Pewnie nie wpadlibyście na to, do czego mogą się przydać :). To ma bardzo ładny różowy kolor i piękny zapach. Dobrze myje nie podrażnia nie wysusza skóry.
A jak Wam poszło ostatnio denkowanie?
cdn :)


 Nie zapominajcie o konkursie :)

http://glowlifestyle.blogspot.com/2014/01/pierwsze-blogowe-rozdanie-zapraszam.html

sobota, 18 stycznia 2014

Czy płukanka z siemienia lnianego uratuje moje suche końcówki włosów?

Nie raz już wspominałam o tym, że mam problem z suchymi i sianowatymi końcówkami włosów. Staram się je odpowiednio zabezpieczać, nakładam od jakiegoś czasu odżywkę b/s i serum na końcówki, ale poprawa nie jest duża. Ostatnio przeglądając internet pod tym kątem trafiłam na filmik o płukance z siemienia lnianego. O piciu siemienia słyszałam, nawet próbowałam kiedyś, ale zdecydowanie wolę zjadać ziarenka na sucho. Natomiast nakładanie go na włosy było dla mnie nieco przerażające. Do masek i mycia włosów siemieniem nie mam serca, za to zainteresowała mnie płukanka i postanowiłam spróbować.



Jak zrobić taką płukankę bez problemu znajdziecie w internecie. Ja po prostu bardzo krótko zagotowałam siemię w garnku , dopóki trochę nie zgęstniało i jeszcze ciepłe przecedziłam przez sitko. Potem przelałam trochę takiego lnianego "gluta" do pół litrowego kubka i rozcieńczamy wodą. Taką miksturą spłukałam włosy i zostawiłam do wyschnięcia. Nie trzeba już dodatkowo płukać wodą.

Natomiast jeśli ktoś nie ma ochoty na gotowanie wystarczy zalać siemię wrzątkiem i poczekać aż zgęstnieje, a potem przecedzić.







Siemienia nie trzeba przygotowywać przed każdym myciem, zagotowane można przechowywać w lodówce.

Zaczęłam wczoraj i mam zamiar stosować przez miesiąc, po tym czasie napiszę Wam o efektach, ale już po tym jednym razie widzę że końce nie są takie szorstkie i sztywne jak zwykle. Bardzo jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie i tak się zastanawiam, czy ktoś by nie miał ochoty się przyłączyć i stosować płukankę z siemienia lnianego ze mną ?

Tak moje końce prezentują się w dniu dzisiejszym.





Mam nadzieję, że za miesiąc będą w choć trochę lepszym stanie.  

Macie może jakieś doświadczenia z siemieniem lnianym? Kto ma ochotę zrobić płukankę i spróbować razem ze mną ?

 

czwartek, 16 stycznia 2014

Ekspresowa kuracja do włosów dla zabieganych :).

Nie każda z nas lubi godzinami siedzieć w maskach na włosach, ale przede wszystkim nie wszystkie mamy na to czas. Mnie na przykład ciężko się zmobilizować, chociaż staram się przynajmniej raz w tygodniu  nałożyć na włosy olej albo maskę i potrzymać je dłużej.

Moje włosy bez odżywki w ogóle nie nadają się do życia, zdecydowałam się więc, na jej błyskawiczną wersję i tym sposobem w moje ręce wpadła Ekspresowa kuracja Good bye Damage do włosów bardzo zniszczonych i z rozdwojonymi końcówkami.



Co obiecuje producent:



Skład:



Moja opinia:

Maskę otrzymujemy w sporej 200ml tubie. Zakrętka jest zamykana na zatrzask, nic się nie zacina ani nie psuje, bardzo wygodna w użyciu. Konsystencja lekko kremowa, dość przyjemnie się nakłada nie spływa z włosów. Kolor mleczny delikatnie zabarwiony na pomarańczowo.Bardzo przyjemnie pachnie i zapach nie znika z włosów od razu po spłukaniu.





Do zakupu kuracji zachęciła mnie koleżanka, u której sprawdziła się świetnie. Dodatkowo odżywka jest przeznaczona do włosów bardzo zniszczonych i z rozdwojonymi końcówkami. Ja co prawda nie mam problemu z rozdwojonymi końcówkami, ale końce mam bardzo suche i sianowate. Oczywiście od razu zaznaczam nie wierzę, że odżywka będzie w stanie naprawić ubytki i skleić rozdwojone końcówki. Czy  mimo to jestem z niej zadowolona i? Raczej tak, szczególnie ze względu na wygodę używania, ale nie tylko dlatego.Odżywka przyzwoicie radzi sobie z moimi włosami, stają bardziej miękkie i błyszczące, jakby wygładzone mniej się plączą. Wyglądają na zdrowsze i bardziej zadbane. Nie obciąża moich włosów, nie powoduje szybszego przetłuszczania. Jest rewelacyjna kiedy naprawdę nie mam czasu, wystarczy nałożyć ją na chwilkę i od razu można spłukać. Nie jest niestety wydajna, ale też nie żałowałam sobie przy nakładaniu.

Podsumowując w dni kiedy nie macie czasu, albo ochoty na siedzenie z maską na włosach, kuracja sprawdzi się świetnie. Trzeba jednak mieć świadomość, że taka ekspresowa odżywka nie naprawi nam zniszczonych włosów, może za to szybko doraźnie poprawić ich wygląd. Myślę, że warto się na nią skusić szczególnie jeśli tak jak ja traficie na promocję i zamiast 18zł będzie kosztowała 11.


Pojemność 200ml. Cena ok 18zł .

Ciekawa jestem macie jakieś swoje ulubione ekspresowe odżywki?



Na blogu możecie także przeczytać o szamponie z tej serii: 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...