Od jakiegoś czasu wiosną i jesienią używam kremów z kwasami. Ostatnio miałam Effaclar Duo, z którego byłam bardzo zadowolona, tym razem zdecydowałam się na Pharmaceris T. Akurat była na niego spora promocja i czytałam o nim wiele pochlebnych opinii, więc nie zastanawiałam się długo.
Obietnice producenta:
Skład:
Moja opinia:
Używałam już kiedyś kremu Pharmaceris, ale z 5% kwasem migdałowym, wtedy wydawał mi się całkiem ok. Używałam też Effaclaru Duo i ten też dobrze się u mnie sprawdził. Nie lubię jednak wracać do kosmetyków, które już miałam, bo ciągle mam nadzieję, że następny okaże się idealny. Niestety zdarza się to niezmiernie rzadko, a w przypadku kremu mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że wcale. Pharmaceris T też mnie niestety, nie rzucił na kolana i powiem Wam, że mam względem niego mieszane uczucia. Ale zacznijmy od początku.
Krem ma bardzo poręczne, wygodne i higienicznie opakowanie z pompką, która się nie psuje, nie zacina i działa do samego końca. Ma lekką konsystencję i mleczny, lekko przeźroczysty kolor. Jest bezzapachowy.
Mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, ze skłonnością do świecenia i do wyprysków. Tak jak już wspominałam zdecydowałam się na ten krem ze względu na dość spore, jak mi się wydawało stężenie kwasu migdałowego. Miałam nadzieję, że krem poradzi sobie z wypryskami, rozszerzonymi porami i może trochę zniweluje świecenie. Niestety trochę mnie rozczarował. Na początku byłam bardzo zadowolona z jego działania, wygląd skóry zaczynał się poprawiać, nie trwało to jednak długo. Kremu używałam codziennie na noc na całą twarz i szyję, ale ja jestem dość gruboskórna, osobom z wrażliwą skórą nie radziłabym tego robić. Rano łuszczyła mi się skóra na twarzy, najbardziej na brodzie i na nosie. Tak, że nie pomagało nawet peelingowanie i nawilżanie. Po nałożeniu podkładu suche skórki były bardzo widoczne. Przez jakiś czas stosowałam więc krem co drugi dzień, ale że ciągle nie widziałam zadowalających rezultatów, wróciłam do codziennego używania kremu.
Trzeba jednak przyznać, że Pharmaceris T przyspiesza gojenie wyprysków, spowodował także delikatne oczyszczenie porów. Nie zapychał, ale jeśli nałożymy go na uszkodzoną skórę, może trochę podrażnić. Delikatnie wygładził skórę, ale nie do końca, pozostało mi jeszcze sporo nierówności. Nie zauważyłam także wyrównania kolorytu.
W czasie kuracji moja twarz była w opłakanym stanie, nastąpił wysyp i spore przesuszenie skóry, ale przy kremach z kwasami jest to do jakiegoś stopnia normalne. U mnie problemy z wypryskami trwały jednak przez cały czas kiedy go używałam. Krem skończył mi się jakieś dwa tygodnie temu, ale chciałam poczekać z recenzją, żeby sprawdzić czy po odstawienu kremu nie nastąpi jakiś cud np w postaci pięknej skóry :). Nic takiego niestety nie zauważyłam, co prawda zniknęły bolące wypryski z szyi i linii żuchwy, pozbyłam się też prawie całkiem schodzącej skóry. Jednak jej stan nie uległ wielkiej zmianie. Pory są jakie były, nierówności także pozostały, a skóra dalej mi się świeci. Wystarczył mi na ok 2,5 miesiąca.
Opakowanie 50ml. Cena 39 zł. W promocji 29zł.
Pozostaje pytanie co dalej? W jaki krem z kwasami teraz zainwestować. Kiedyś rozmawiałam z demokonsultanką i powiedziała mi, że kwas migdałowy jest jednym ze słabszych kwasów i że ona bardziej poleca Effaclar lub serum z Biodermy, bo w nich kwasy są mocniejsze i działanie lepsze. Do Pharmaceris T już raczej nie wrócę.
Skuszę się chyba teraz na zestaw 3 kroków Clinique. Zobaczymy, może dzięki nim będę w końcu zadowolona z wyglądu mojej skóry?!
A jak Wasze przygody z kwasami? Macie jakichś swoich ulubieńców? Możecie mi coś polecić?
Rozdanie :)